70. rocznica wyzwolenia Fünfteichen
Dokładnie 70-lat temu, 23 stycznia o godzinie 11:00 w 1945 roku do obozu koncentracyjnego w Miłoszycach dawniej Fünfteichen, wjechało na koniach dwunastu rosyjskich żołnierzy w białych pelerynach. Zastali oni w barakach tylko 800 więźniów. Reszta opuściła go dwa dni wcześniej. Z sześciu tysięcy więźniów, tylko cztery o własnych siłach dotarło do miejsca przeznaczenia - obozu Gross-Rosen. Był to tzw. marsz śmierci
Równo o 11:00, przed pomnikiem więźniów Gross-Rosen, rozpoczęły się obchody związane z 70 rocznicą wyzwolenia Fünfteichen. Zebrani na miejscu przypomnieli o historii, która odbyła się na terenie dzisiejszych Miłoszyc w latach 1943 - 1945, gdy funkcjonował tam obóz zagłady. Marek Szponar, zastępca burmistrza Jelcza - Laskowic przypomniał, że naszym obowiązkiem jest teraz edukować młodych ludzi w zakresie historii: - Obóz ten jest przykładem tego jak człowiek może dopuścić się okropnych rzeczy przeciwko drugiemu człowiekowi. Spotkaliśmy się tu po to, aby pielęgnować i przekazać pamięć o tym miejscu następnym pokoleniom.
Obóz został wybudowany w grudniu 1943 roku. Składał się z ponad 30 baraków rozlokowanych na 42 hektarach. Miejsce to było pilnowane ponad 200 SS-manów. Więźniowie przetrzymywani w nim, pracowali w zbrojeniowych zakładach "Friedrich Krupp - Bertha Werke", gdzie produkowano silniki do czołgów, samolotów, a także haubice. - W halach tych pracowało od 1 tys. do 2 tys. więźniów, pod ścianami stali SS-mani, którzy pilnowali ich. Pracowali po dwanaście godzin na dobę, na sen mieli tylko cztery, pięć godzin dziennie - przypomniała historię obozu Iwona Płaczek, przewodnicząca Rady Miejskiej w Jelczu-Laskowicach. Racja żywnościowa wahała się między 800 a 100 kalorii. Dla porównania dorosły mężczyzna potrzebuję około 4,5 tysiąca kalorii, dziecko 3.5 tysiąca. - W zakładach pracowali także 12-letni chłopcy, ubrani tylko w pasiak i chodaki. Ci, którzy próbowali chronić się od zimna dodatkowo gazetami, byli karani. Chorzy byli przenoszeni do tzw. rewiru, czyli czterech baraków. W obozach jednak nie brakowało ludzi życzliwych, takich jak Leszek Piotrowski, kalifaktor, zastępca komendanta obozu, który organizował dla więźniów lekarstwa i dodatkowy chleb. Niemiec, Hermann Kussing zawsze zostawiał chleb zawinięty w gazetę, dzięki temu więźniowie mieli dostęp do informacji - opowiadała Płaczek. W każdy poniedziałek z obozu wyjeżdżały ciężarówki w kierunku Gross-Rosen ze zwłokami w skrzyniach.
Nieopodal obozu mieści się cmentarz, który powstał prawdopodobnie w 1945 roku, gdzie zostali pochowani więźniowie, a obok SS-mani, którzy zostali rozstrzelani przez przybyłych Rosjan w styczniu. Podobno w grobie, gdzie spoczywają ciała SS-manów z obozu, leżą też zwłoki rosyjskich więźniów, którzy zostali uznani za dezerterów przez radzieckich żołnierzy. Po obozach zostało niewiele śladów, sześć hal. Przed bramą do Jelczańskich Zakładów Samochodowych stoi wielki granitowy krzyż i duży pomnik odlany ze stali poświęcony pomordowanym więźniom obozu koncentracyjnego
Więcej już w najbliższym wydaniu Tygodnika Powiatu.
Maciek Strojecki