Sezon na lombardy
W oławskich lombardach półki uginają się od zastawionych towarów. Ubożejące społeczeństwo napędza boom branży
Anegdotka z internetu: "Dlaczego w naszym mieście jest tyle banków, aptek i lombardów? W banku dostaniesz korzystny kredyt w obcej walucie. W aptece leki uspokajające, jak rata poszybuje w górę, a do lombardu pójdziesz, jak ci zabraknie na raty i na lekarstwa..." Historyjka z innego miasta, ale do Oławy pasuje dość dobrze. Na rogu Rynku i Brzeskiej sąsiadują koło siebie dwa lombardy. W centrum łatwo można znaleźć następne, w sumie w Oławie funkcjonuje teraz siedem takich punktów. Ich liczba zwiększyła się w ostatnich latach. Patrząc na witryny można odnieść wrażenie, że właściciele nie mają powodów do narzekania. W lombardach można znaleźć wszystko - telefony komórkowe, sprzęt audio i AGD, biżuterię oraz elektronarzędzia, jak wiertarki czy piły. Justyna Front zaczynała w branży przed pięcioma laty. Dziś jest właścicielką pięciu lombardów - dwa prowadzi w Oławie, pozostałe w okolicznych miastach. - Powodów, dla których ten biznes tak dobrze działa jest wiele - mówi. - Dziś nie jest tak łatwo dostać kredyt. A my oferujemy lepsze warunki niż firmy udzielające szybkich pożyczek, mamy prostą procedurę, 5-10 min i już klient ma gotówkę.
Właściciele lombardów przyjmują wszystko, co ma jakąś wartość. Klient otrzymuje na tydzień lub na miesiąc w gotówce 30%, 50% czy nawet 80% wartości zastawu. Odsetki podlegają negocjacji. W lombardzie pani Justyny wynoszą one 7% na tydzień i 20% na miesiąc. Za gram złota można otrzymać do 80 zł. Jeśli w wyznaczonym terminie zastaw nie będzie spłacony, przechodzi na własność lombardu. Wtedy wystawiany jest na sprzedaż, handel odbywa się także na internetowej stronie allegro. Atutem jest wciąż bardzo korzystna cena. Front przyznaje, że wielu jej klientom nie starcza do pierwszego, ale zdarzają się również całkiem majętni: - Czasem przychodzą osoby z naprawdę grubym portfelem. Zastawiają złoto, samochody, sprzęt budowlany. Zdarzyło mi się już, że sprzedawałam za kilkadziesiąt tysięcy busy czy koparki. W lombardach można kupić komórki od 50 zł i laptopy od 200 zł, ale każdy sam ponosi ryzyko co do stanu technicznego zakupionego sprzętu. Sprawdza się jego działanie na miejscu, w wyjątkowych przypadkach można na przykład zabrać telewizor do domu i do wieczora upewnić się, czy funkcjonuje prawidłowo. Zdarzają się klienci, wobec których można podejrzewać, że nie weszli w posiadanie zastawianego sprzętu całkiem uczciwie. Sami nie pracują, albo utrzymują się tylko z prac dorywczych, a przynoszą nowe laptopy czy drukarki. Czasami dzwonią policjanci i opisują jaki rower skradziono pod Tesco. Proszą o kontakt, jeśli ktoś przyniesie taki pod zastaw.
Niektórzy klienci wstydzą się korzystać z usług lombardu i żeby zastawić jakąś rzecz, wybierają punkty zlokalizowane w mniej ruchliwych miejscach. Według prof. Jana Rymarczyka z wrocławskiego Uniwersytetu Ekonomicznego dynamiczny sukces lombardów ? a zaledwie w ciągu dwóch lat, między 2010 a 2012 ich liczba wzrosła z 10 tys. do 15 tys. - można wytłumaczyć zjawiskiem biedy. Moi rozmówcy, choć sami prowadzą takie punkty, zgadzają się z tą diagnozą.
Xawery Piśniak