Uciekli przed wojną ze swoim 15-letnim wnukiem
Oleksander, Henrieta i Kristian dojechali do Oławy w niedzielny wieczór. Ich miejscem docelowym jest Trzebnica, gdzie zatrzymali się u bliskich znajomych.
55 lat wspólnego życia i pracy we Lwowie. Pan Oleksander urodził się w centralnej Ukrainie. Ukończył studia na Akademii Sztuk Pięknych we Lwowie, gdzie pracował aż do rozpoczęcia wojny. Jest kierownikiem rysunku, członkiem plastyków na Ukrainie oraz wielokrotnym uczestnikiem plenerów artystycznych w Polsce i za granicą.
Małżeństwo dość dobrze rozmawia po Polsku. Zawdzięczają to właśnie plenerom artystycznym, dzięki którym, udało im się znaleźć wielu przyjaciół w Polsce. U jednego z nich, właśnie znaleźli schronienie.
-Bardzo dużo artystów dzwoniło do nas z pomocą. Mamy tak serdecznych ludzi wokół siebie, bardzo za to dziękujemy – mówi Pani Henrieta. -Szkoła jest zamknięta, więc zabraliśmy ze sobą najmłodszego wnuczka. Reszta rodziny już wyjechać nie mogła. Nie mieliśmy większych problemów z dojazdem do granicy, jednak swoje musieliśmy odczekać. Zatrzymaliśmy się kilka kilometrów przed granicą z powodu dużej ilości samochodów. Tam czekaliśmy około 12 godzin, a następnie wsiedliśmy do busa i udaliśmy się w kierunku Polski. Na granicy, wszyscy pytali, czy czegoś potrzebujemy. Polscy policjanci również byli bardzo pomocni. Granicę przekraczaliśmy w Krościenku.
Gdy opuszcali swoje miasto, nie było jeszcze widać wojsk okupanta. Nie było słychać strzałów, czy wybuchów, choć w ludziach był już spory niepokój.
-Gdy wyjeżdżaliśmy z miasta wojska jeszcze nie było, ale słyszeliśmy co chwilę syreny alarmujące o nalotach – mówi pan Oleksander.
Pani Henrieta i Pan Oleksander czekają na zakończenie wojny i jak najszybciej chcą wracać do Lwowa, tam jest ich dom i rodzina.
-Jak tylko skończy się ta straszna wojna, wrcamy do siebie, do naszego pięknego Lwowa. Chcemy podziękować Polakom. Takiej pomocy moralnej i materialnej nie doświadczyliśmy nigdy. U nas tego nie ma – mówi wspólnie małżeństwo.