Z Oławy na kraniec świata. Dawid samotnie przemierzył Papuę-Nową Gwineę i... planuje tam wrócić z grupą Polaków
Dla większości z nas Papua-Nowa Gwinea to biała plama na mapie – kraj owiany tajemnicą, nieprzewidywalny, złożony z niedostępnych gór, dżungli i setek plemion. Dla Dawida, podróżnika z Oławy, który już nie raz zaskakiwał odwagą i determinacją, to właśnie ten zakątek świata stał się kolejnym celem wyprawy. Tym razem postanowił wyruszyć samotnie, choć - jak sam przyznaje - strach towarzyszył mu na każdym etapie. Efektem tej podróży jest nie tylko osobista przemiana, ale i… nowy międzynarodowy projekt, który może przynieść realne zmiany w życiu mieszkańców Goroki.
Dlaczego właśnie Papua?
Papua-Nowa Gwinea nie należy do oczywistych kierunków. To jedno z ostatnich miejsc na świecie, gdzie autentyczna kultura plemienna wciąż żyje, a cywilizacja w zachodnim znaczeniu niemal nie dotarła. Pomysł zrodził się z potrzeby doświadczenia czegoś prawdziwego. Dawid nie szuka wygodnych resortów ani utartych szlaków.
-To jeden z ostatnich dzikich zakątków świata. Marzyłem o tym, żeby doświadczyć kultury nieskażonej masową turystyką. Wiedziałem, że Papua-Nowa Gwinea to miejsce, gdzie wszystko może się zdarzyć – od zapierających dech krajobrazów po potencjalnie niebezpieczne sytuacje. Ale właśnie to mnie przyciągało. Chciałem zobaczyć świat takim, jakim naprawdę jest, a nie przez filtr przewodnika Lonely Planet.
Samotna wyprawa - wybór czy konieczność?
W przeciwieństwie do wcześniejszych podróży, które odbywał razem z Klaudią - swojąj partnerką i towarzyszką wielu wcześniejszych wypraw tym razem ruszył sam. Decyzja nie była łatwa.
-Klaudia nie była przekonana do tego wyjazdu. I trudno się dziwić – Papua-Nowa Gwinea nie należy do najbezpieczniejszych kierunków. Ja sam miałem mnóstwo obaw. Ale czasem człowiek czuje, że coś go tam ciągnie. Samotność była dla mnie wyzwaniem, ale też szansą na głębsze przeżycie tej podróży. Na bycie totalnie zanurzonym w miejscu i sytuacjach, bez wsparcia, bez planu B.
Realne wyzwania - logistyka i przetrwanie
Papua to nie miejsce, gdzie wystarczy zarezerwować nocleg online i przemieszczać się komunikacją miejską. Przygotowania logistyczne do takiej wyprawy to osobna przygoda. Trzeba mieć sprzęt, którego normalnie nie bierze się nawet na miesięczne wyprawy w Azję.
-Przygotowania zajęły mi sporo czasu. Trzeba było zdobyć kontakty, wiedzieć, gdzie można się pojawić, a gdzie lepiej nie. Każda społeczność ma swoje zasady. Trzeba było mieć filtr do wody, bo w wielu miejscach nie ma dostępu do butelkowanej, a ta lokalna może być dla Europejczyka bardzo ryzykowna. Zabrałem kilka powerbanków, bo blackouty to codzienność – przez dwa tygodnie ładowałem je w sklepie z agregatem. Tak wygląda tamtejsza codzienność.
Papua to kraj, gdzie drogi często... nie istnieją
- Stolica nie jest połączona z drugim największym miastem – Lae. Drogi w górach są nieprzejezdne, pełne osuwisk, błota i barykad. Miejscowi stawiają blokady i żądają zapłaty za przejazd. To wszystko tworzy klimat totalnej nieprzewidywalności. W większości przypadków przemieszczałem się drogimi lotami wewnętrznymi, bo to jedyny realny sposób, jednak dwukrotnie zdarzyło się, że skorzystałem z samlotów. Jechałem także blisko 300 kilometrów drogą przez góry, która jest słynna z napadów rabunkowych grupy tak zwanych „Rascals”, dlateogo między innymi autobus miał kraty w oknach. Byliśmy także eskortowani w najbardziej niebezpiecznych momentach.
Największe wzruszenia - życie w wioskach, których nie zna Google Maps
Wielkim marzeniem Dawida było dotarcie do miejsca, w którym nigdy nie stanął żaden turysta. Udało się - choć nie bez wysiłku.
-Trzeba było się postarać. Najpierw zdobyć kontakt do kogoś z wioski, potem jeszcze jakoś tam dotrzeć. Ale kiedy już się udało, to było jak wejście do innego świata. Wioska mnie przyjęła z niesamowitą serdecznością. Powitalne tańce, śpiewy, cała społeczność zaangażowana w przygotowania. Zabito na tę uroczystość świnię. Dostałem ręcznie robione torby Bilum – to dla nich ogromny gest. Patrzysz na tych ludzi i widzisz, że mają tak niewiele, a potrafią dać tak wiele. Wzruszyłem się. Łzy same cisnęły się do oczu. To było absolutnie autentyczne i niezapomniane.
Zamieszkać, pomóc, zbudować – nowy projekt z Kellym
Podczas podróży Dawid zatrzymał się u lokalnego mieszkańca imieniem Kelly, który nie tylko pomógł mu w organizacji całego pobytu, ale stał się partnerem nowego przedsięwzięcia.
-Złapaliśmy świetny kontakt. Kelly był ogromnym wsparciem – pomógł mi z kontaktami, tłumaczeniami, logistyką. Ale przede wszystkim poczuliśmy, że możemy razem zrobić coś więcej. W Papui praktycznie nie ma noclegów dla normalnych turystów – są tylko drogie resorty dla bogatych Australijczyków. Więc wpadliśmy na pomysł zbudowania czegoś dostępnego – guesthouse’u na jego działce w Goroka.
Projekt już wystartował, a Dawid nadal w nim uczestniczy, zajął się jego promocją i organizacją zdalnie.
- Jeszcze podczas mojego pobytu zaczęliśmy działać. Teraz pomagam zdalnie – zajmuję się promocją, przygotowaniem oferty, marketingiem. Chcemy stworzyć coś, co naprawdę przyda się ludziom podróżującym z głową i sercem. We wrześniu odbywa się tam największy festiwal kultury plemiennej w kraju – Goroka Show. To prawdziwe święto – przedstawiciele plemion z całej Papui pokazują tańce, stroje, rzemiosło. Tysiące ludzi zjeżdżają się wtedy do miasta. I właśnie wtedy planuję wrócić, ale tym razem... z grupą Polaków. Już zgłaszają się pierwsi chętni. To jednak przed nami, bo aktualnie kontynuję swoją podróż i jestem obecnie w Nepalu.
Nieoczekiwane spotkanie z polską legendą medycyny
W Kundiawie, czekając na lokalnego przewodnika, Dawid poznał postać, której historia zasługuje na osobny film. Nieoczekiwanym, ale bardzo ważnym momentem.
-Policjanci wzięli mnie na patrol, żebym się nie nudził. Gdy usłyszeli, że jestem z Polski, koniecznie chcieli, żebym odwiedził doktora Jana Jaworka – 78-letniego ortopedę z Polski, który od 40 lat leczy Papuasów. Nazywają go ‘darem od Boga’. Spotkanie z nim to był zupełny przypadek – ale jeden z tych, które zmieniają spojrzenie na świat.
Szczyty, samotność i… biali bez entuzjazmu
Dawid zdobył najwyższy szczyt Papui - Mt Wilhelm 4509m n.p.m. Tam wydarzyła się scena, którą długo będzie wspominał. Był moment triumfu, ale i... konfrontacji z samotnością.
-Po dwóch tygodniach bez kontaktu z żadnym białym człowiekiem spotkałem... Francuzów. Byłem zachwycony, chciałem pogadać, przybić piątkę. Ale oni byli zupełnie obojętni. Wydaje mi się, że burzyłem im wizję ich ‘dzikiej wyprawy’. Trochę ironiczne – dla mnie to było święto spotkania, dla nich chyba psucie estetyki przygody.
Czy Papua to miejsce dla każdego?
Na koniec Dawid ma kilka rad dla tych, którzy chcieliby powtórzyć jego trasę. Warto wiedzieć, że to podróż, która zmienia więcej niż tylko perspektywę
-Papua to nie wakacje. To wyzwanie. Trzeba być przygotowanym na brak komfortu, prądu, bezpieczeństwa. Ale jeśli ktoś naprawdę chce zobaczyć świat – ten surowy, piękny, nieoczywisty – to nie ma lepszego miejsca. Tylko trzeba wiedzieć, w co się wchodzi. I mieć ogromny szacunek do ludzi, których się tam spotka. To była najważniejsza podróż mojego życia. Wszystko było autentyczne – trudne, niebezpieczne, ale prawdziwe. Mam poczucie, że coś tam zostawiłem – ale też coś zabrałem. Nie rzeczy, tylko doświadczenie. I wrócę tam. Tylko tym razem... z grupą osób, które też chcą poczuć świat takim, jakim jest naprawdę.
Wyprawa Dawida do Papui-Nowej Gwinei nie była tylko kolejną podróżą w nieznane - to była konfrontacja z granicami własnej odwagi, samotności i zaufania do ludzi, których jeszcze wczoraj nie było nawet na jego mapie. Spotkał się z autentycznością, jakiej nie znajdzie się w przewodnikach od wzruszającego przyjęcia w wiosce, gdzie nigdy wcześniej nie zawitał turysta, przez przypadkowe spotkanie z legendarnym polskim lekarzem w sercu gór, po narodziny wspólnego projektu z papuaskim przyjacielem, który ma szansę realnie pomóc lokalnej społeczności. Zamiast widokówek przywiózł emocje, refleksje i plan powrotu – tym razem nie w pojedynkę, ale z grupą ludzi, którzy tak jak on chcą zobaczyć świat poza utartym szlakiem. Papua zostawiła w nim ślad - nie z powodu egzotyki, ale przez swoją szczerość, chaos i niezwykłych ludzi. To jedna z tych podróży, które nie kończą się po powrocie – bo zostają w człowieku na zawsze.
Co przyniesie życie i jakie kolejne niezwykłe przygody przeżyją Dawid i Klaudia – młodzi podróżnicy z Oławy? Jedno jest pewne: mieszkańcy Oławy jeszcze nie raz przeczytają o ich odwadze, pasji i niecodziennych wyprawach. Para od pół roku jest w podróży - niedawno przejechali pociągiem Indie z południa na północ, a obecnie wedróują po Himalajach w Nepalu. A jeśli chcesz śledzić ich codzienne życie w podróży, koniecznie odwiedź ich profil na Instagramie: @podroze_lekka_reka